W drodze do Santiago de Compostela – rozmowy w drodze.
Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach i łaskawy we wszystkich swoich dziełach. Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze
PS 145, 18-19
Rankiem wyruszamy z Anią (chyba bez śniadania), ale dosłownie za 3-4 km jest pierwsza knajpka, ekologiczna. Wszystko jest dość drogie, ale rzeczywiście wygląda zachęcająco; wszystko oprócz właścicielki, która jest zniecierpliwiona. Ktoś zadaje jej pytanie szczegółowe, a ona ze złością odpowiada, czy ten Pan nie zauważył, że wszystko jest mega świetnej jakości. Mam takie wrażenie, że czasem ekologia staje się jakby religią. Takie były moje obserwacje, szczególnie we Francji. Człowiek ma ogromną potrzebę czynienia dobra, miłości i musi to jakoś wypełnić. Gdy w sercu brak Boga, często pochyla się nad roślinami, zwierzętami, a zapomina o człowieku, a przede wszystkim nie widzi Stwórcy. Kawa smakuje mi, Ani sałatka z pomidora również, ale generalnie u złośników nie kupuję i nie zostałbym stałą klientką tej knajpki. Moja uwagę zwraca para: młoda dziewczyna ze starszym facetem: ojciec z córką? Koledzy z pracy, może inna relacja ? Już z rana piją piwo, przypominam sobie, że widziałam ich już w Leon, wokół ręki mają obwiązane różance, jak bransoletki. Spotykamy ich potem i przy następnym postoju, też piją piwo. Pytam wówczas, czy potrafią się na tych „bransoletkach” modlić. Odpowiadają, że nie, dostali różańce od koleżanki w pracy, która jest Chorwatką i przywiozła je z jakiejś dziwnej miejscowości, podpowiadam, że może z Medjugorie- o tak stamtąd.
Ja w drodze do Santiago bardzo zaprzyjaźniam się z różańcem, odmawiam nowennę pompejańską w intencji rodziców, oni tą samą modlitwą modlą się za mnie.
Oprócz modlitwy mamy z Anią czas na niekończące się rozmowy o sprawach ważnych dla naszego życia. Ania żyje na emigracji w UK, jak wielu młodych Polaków; właściwie musiała wyjechać. Gdy Ania mówi: „U nas”, pytam, gdzie to jest. „U nas” to jest w UK – odpowiada. Mówi, że był to dla niej proces, że na coś musiała się zdecydować, że” u niej”, to jest tam, gdzie aktualnie żyje, bo inaczej można dostać schizofrenii. Ania jest wysoką dziewczyną, jak ja. Rozmawiamy o dylematach wysokich dziewczyn. Ja wzrastałam w małym miasteczku na okrągło słyszałam, że wyższego chłopaka nie znajdę, czy tym podobne. Największe zranienie przyszło od mamy, do dziś mam problem, aby sobie z nim poradzić, bo usłyszałam, aby nie stawać z przodu w kościele. To była wskazówka mamy, po jakimś komentarzu od sąsiadki, że jestem za wysoka. Mama tego nie pamięta, a mnie to bardzo zraniło.
Dziś może prowokacyjnie, a może dlatego, że uwierzyłam w swoje piękno, chodzę w szpilkach. Ćwiczyłam od 5 roku życia, więc w sumie szkoda, by było nie wykorzystać tej cennej umiejętności Ania zwierza mi się, że ma dość tych komentarzy typu ”grande”, tego, że wszyscy interesujący faceci są od niej niżsi, nie może uwierzyć, że chodzę w szpilkach. U Ani jeszcze nie byłam, ale zamierzam ją odwiedzić. Obiecała mi, że razem ubierzmy szpilki i pójdziemy na podbój Londynu. Rozmawiamy też o potrzebie bliskości, to naturalne. Jak wiele dziewczyn, jest w stanie zrezygnować z siebie, ze swoich wartości, aby tylko kogoś mieć. Jak było ze mną, jak bardzo pragnęłam być żoną. Ja przecież też nie budowałam na skale, poszłam na tyle kompromisów. Niezależnie od tego, jak bardzo skrzywdził mnie mój były mąż, to wiem, że ponoszę również konsekwencję własnych wyborów, decyzji i grzechu. Rozmawiamy też o czystości przedmałżeńskiej, jak ważna jest do budowania wartościowego związku, rozeznawania, czy jest to właściwy partner i cementowania małżeństwa i jak aktualnie jest wyśmiewana. Zachowanie czystości przeszkadza też innym, koleżankom w pracy itp. Już po powrocie wysyłam Ani linka do kazania o. Szustaka, „Nie szukaj męża, nie szukaj żony”. https://www.youtube.com/watch?v=aB0s4lHSRB0. I nie o to chodzi, aby rezygnować z poszukiwania drugiej połówki, ale aby nie stało się to dla nas bogiem. Konferencja jest również i o tym, jak bardzo niebezpieczne jest wierzyć, że tylko drugi człowiek może nas uszczęśliwić. Każdy jest sam odpowiedzialny za swoje szczęście. Nie obarczaj swojego przyszłego męża wymaganiem, że ma cię uczynić szczęśliwą, sama bądź szczęśliwa! Tak na marginesie, szczęśliwą dziewczyną szybciej się ktoś zainteresuje.
Na lunch zatrzymujemy się w miasteczku (Hospital del Orbigo) z ogromnym, średniowiecznym mostem, robi wrażenie. Widzimy znów tych Niemców i znów przy piwie. Jedna z Amerykanek mówi, że tu zostaje, bo albergę prowadzi bardzo uduchowiony człowiek, wegetarianin ćwiczący jogę. Tak wielu ludzi szuka Boga, czy jestem Jego wiarygodnym świadkiem? Czy świadczę o Bogu swoim życiem? Tak wielu ludzi nie zna Chrystusa i w poszukiwaniu Boga mogą paść ofiarą pseudoduchowosci, tak wielu ich na Camino… Co ja osobiście mogę zrobić, by świadomość, że droga do Santiago jest chrześcijańskim dziedzictwem Europy, wzrastała?
Dochodzimy do Astorgi. Zatrzymujemy się w alberdze municypalnej. Ma swój klimat, bo jest w starym budynku, ale to prawdziwe dormitorium. Ogromna sala, mnóstwo łóżek, dziewczyna obok nas ogląda materac, czy nie ma tam pluskiew. To wszystko nie wygląda zachęcająco, ale szybko bierzemy prysznic i biegniemy na Mszę św. Ja nie jestem fanką strojów sportowych i w swoim plecaku mam jedną sukienkę. Gdy biorę prysznic sukienka się „prasuje”, potem czuję się nie tylko kobieco, ale też na luzie. Ania też ma sukienkę. Czuję się super w jej towarzystwie, dwie wysokie, atrakcyjne dziewczyny. Taka odmiana dobrze mi robi. Astorga to przepiękne miasto z monumentalną katedrą i pałacem biskupim według projektu Gaudiego. Na Mszy św. robi mi się słabo, okazuje się, że za mało piłam, to bardzo ważne w trakcie drogi, aby pić. Po wyjściu z kościoła biegnę do pobliskiego hotelu i kupuję wodę i wypijam jednym łykiem. Zwiedzamy jeszcze muzeum katedralne, jest bardzo ciekawe. Pytamy, gdzie jest jakaś restauracja z menu pelegirino (tzn. ze specjalną zniżką dla pielgrzymów). Znajdujemy takową, nazywa się La Pausa i mieści się nad stacją autobusową. Kelner jest niezwykle uprzejmy. Nie mówi słowa po angielsku, ale porozumiewamy się bez problemu, jest bardzo uczynny, wręcz nadskakuje nam. Menu pelegrino wygląda w taki sposób, że ma się zwykle dwa dania, podwieczorek i do wyboru wodę lub wino, albo inny napój. Ja wybieram herbatę, Ania ma ochotę na lampkę wina. Kelner przynosi jej całą butelkę. Jesteśmy przekonane, że jednak za wino policzy osobno. Ania zachęca mnie, aby napiła się z nią, bo na pewno za wino zapłaci fortunę. W sierpniu zwykłe poszczę, ale sytuacja jest trochę absurdalna. Nie bardzo umiemy wytłumaczyć, że chodziło o lampkę, więc przyłączam się do toastu. Próbujemy różnych dań, jedzenie jest smaczne. Okazuje się, że płacimy tylko po 10 euro, stałą opłatę za zestaw. Menu pelegrino jest pozostałością po dawnych czasach, gdy wspierano ludzi będących w drodze. Potem błądzimy jeszcze ulicami Astrogi, jest jakiś festyn uliczny ze straganami, bardzo miły klimat. Musimy zdążyć przed 22, bo o tej godzinie zamykane są drzwi w alberdze. Wśród chrapiących pielgrzymów zasypiamy i o dziwo śpi się dobrze… i nic nas nie pogryzło.
20 komentarzy
Maria Magdalena · 5 lutego 2017 o 23:30
zdjęcie udostępnione z bloga podróże bez ości, tam więcej zdjęć z camino http://podrozebezosci.pl/category/camino-de-santiago/
MZ · 6 lutego 2017 o 07:59
Dziękuję MM. Ten wpis jest dla mnie dobrym początkiem dnia, dotknął mnie w kilku miejscach 🙂
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 08:06
cieszę się, bo powstawał długo 🙂
Anna Katarzyna · 6 lutego 2017 o 09:22
Dziękuję Mario Magdaleno!:)
Dziękuję,że jesteś,że piszesz…..
Dzięki Tobie uświadomiłam sobie jak jestem szczęśliwym człowiekiem, gdy idę drogą z Jezusem.
Wiele lat tego nie dostrzegałam,ciągle za czymś goniłam,wyolbrzymiałam różne bzdurne problemy.Miałam wszystko a nie umiałam tego docenić.
Pisz tak pięknie dalej….proszę
Masz wiele fanek które codziennie czekają na Twój kolejny wpis!
Już nie piszesz dla siebie,już piszesz dla Nas:)Jesteś Nam potrzebna!!!
PS.Trafiłam na ten blog przez czysty przypadek.Dopiero po fakcie dowiedziałam się,że Zaangażowaną Niewiastą jest moja bliska przyjaciółka „z piaskownicy” Irena.
Wszystko jest „po coś” Ręka Boga zadziałała.:)
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 11:47
Przyznam, ze czuje się wzruszona tym wpisem. Mam świadomość, ze mamy „obracać” naszymi talentami.
Małgorzata · 6 lutego 2017 o 09:51
Wczoraj byłam na filmie „Ślady stóp”. Dzisiejszy wpis MM był takim w pewnym sensie dopełnieniem do relacji z filmu. Tam pielgrzymowali sami mężczyźni ,a tu Camino przedstawione oczami kobiet. Bardzo chciałabym przejść chociaż jakąś część szlaku Jakubowego. Może w przyszłości …..( w Santiago de Compostela byłam dwa lata temu – pielgrzymka autokarem). Pozdrawiam Anię i Marię .
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 13:38
W imieniu św. Jakuba zapraszam do Santiago !
Małgorzata · 6 lutego 2017 o 22:30
Myślę już od jakiegoś czasu i mam nadzieję , że mi się uda !!!!!!!!!!
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 22:48
wyruszaj śmiało !
Ewa · 6 lutego 2017 o 16:51
Dziękuję Ci za kolejny rozdział Twojego Pamiętnika Pielgrzymkowego?. Już sam wstęp, fragment psalmu jest piękny, jakby specjalnie dla mnie. Moja najdalsza pielgrzymka to dobrych kilka lat temu Lourdes, La Salette. Niesamowite wrażenia szczególnie nabożeństwo chorych, na wózkach i piękne Ave Maryja ze świecami… Maryja na szlaku Jakubowym też z Tobà podążała, czuwała i z pewnością czuwa nadal.
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 17:24
Ewa, rano śpiewałam godzinki, odmawiałam 4 części różańca, 3 w nowennie pompejańskiej i 4 bo modle się za Ojczyznę, mam duchowa adopcję, modlę się za dzieci powierzone mojej opiece. W Polsce pielgrzymowałam do Częstochowy, z Białegostoku do Wilna i z Rzeszowa do Lwowa do Matki Bożej Łaskawej, Ślicznej Gwiazdy Miasta Lwowa. To jasne nie mogłam być sama 🙂
Ewa · 6 lutego 2017 o 19:19
No i oczywiście Twój Anioł Stróż jest tuż za Tobą. Nie będę się z Tobą licytować, to były tylko wspomnienia. Tak na prawdę na pielgrzymce pieszej w Częstochowie byłam raz, w 1991 roku. Finał był nocnym czuwaniem pod klasztorem w oczekiwaniu na Papieża, dziś Św. Jana Pawła II. A ubiegłym roku, Roku Miłosierdzia udało mi się pomodlić przed jego grobem w Watykanie. Dziękuję Bogu za ten czas. Jestem w Róży MB Szkaplerznej i codziennie zanoszę do niej modlitwę w intencjach Róży i własnych. Wierzę, że kiedyś, Dzielne Niewiasty, i ja do Was dołączę.
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 19:45
o licytowaniu nie mama mowy, tylko wzajemne inspiracje 🙂 O Aniołach jeszcze będzie, były, a nawet archanioł się pojawił !
Irena · 6 lutego 2017 o 17:20
Mario Magdaleno – masz fotograficzna pamięć – to cenna zaleta u pisarza ( jesteś już pisarzem – no masz to szaleństwo Boże …) 🙂
Małgorzato – masz rację – wrócę do filmu „Ślady stóp” – tak, jest o Wojownikach Bożych (inne przeżycia, uczucia) a wpisy MM są dopełnieniem – pełne delikatności i czułości ( dwie atrakcyjne, wysokie kobiety w pięknych sukienkach, rozmawiają o życiu, cieszą się własnym towarzystwem itp.) ….. DROGA (szlak) ta sama dla wszystkich a dla każdego znaczy coś innego …. ale dzięki temu – my czytelnicy, widzowie – mamy „szerszy obraz” – historii prawdziwego człowieka – (kobiety; mężczyzny)!
Moje dwie ukochane przyjaciółki – Ania ( kumpela że szkolnej ławy) i Ewa (pracujemy razem) – napisały komentarze – jestem z Was bardzo dumna – cuda się dzieją!
ps MM – akcja z Panem Jezusem nabiera mocy Bożej – serce się raduje – piękna Ewangelizacja/dziękuję 🙂
Maria Magdalena · 6 lutego 2017 o 17:28
no najwierniejszej czytelniczki nie mogło zabraknąć w komentarzach, to już chyba zobowiązanie 🙂
Irena · 7 lutego 2017 o 13:55
no damy radę 🙂 hej
siostra II chóru · 7 lutego 2017 o 10:29
Droga MM dziękuję za pisanie z pasją i życie z pasją. Czytając Twoje kolejne wpisy przypominam sobie, jak dla św.Faustyny każdy dzień był piękną przygodą (nie szarą rzeczywistością)-dlaczego? Każdy przeżywała na serio z żywym Jezusem.
Wszystkim Dzielnym Niewiastom chciałabym życzyć jednego- stańcie przed lustrem i ucieszcie się swoja kobiecością- a to dobry początek, by stać się Księżniczką Jezusa:)
Maria Magdalena · 7 lutego 2017 o 12:13
Tak, mimo, że mam wiele ciekawych przeżyć, to ostatnio uprawiam coś takiego, jak pochwała codzienności. Ucieszenie się sprzątaniem, codziennymi czynnościami. Na rekolekcjach uzdrowienia wewnętrznego usłyszałam: piękna jesteś przyjaciółko moja i nie ma w Tobie żadnej skazy. I tak zaczęłam o sobie myśleć !
Ewa · 7 lutego 2017 o 16:06
Och, nie pierwszy raz słyszę z kolejnych ust:”Szukaj w każdej sytuacji pozytywów, szukaj dobrego”. I szukam tych plusów, głównie w relacjach z córką, gdzie jakoś od jakiegoś czasu się posypało…Czasami jest bardzo trudno coś wyszukać ale podsumowując dzień muszę coś wymyślić. Wierzę, że Wielki Szef nad Nią czuwa…O sobie nie myślę źle, nie oglądam wstecz, nie szukam błędów. Tak musiało być. Wszystko w życiu dzieje się po coś…
Dziękuję Ci MM, Twoje wpisy pozwalają mi zastanowić się nad sobą.
Maria Magdalena · 7 lutego 2017 o 17:05
Osobiście bardzo nie lubię sformułowania wszystko dzieje się po coś. Słuchałam ciekawej konferencji, może kiedyś uda mi się wysłać link, teraz nie mogę znaleźć. W każdym razie konkluzja była taka, że jak coś nam się sypie to mówimy, Bóg tak chciał, taka była wola Boża. Jak coś idzie super to często z wolą Bożą tego nie wiążemy. Rodzice ranią dzieci, sami mieli trudnych rodziców, którzy byli pokoleniem wojennym, więc z założenia poranionym. Ojców nie było, dzieci się bały, matki przejmowały całą odpowiedzialność. To smutne odkrycie, że żaden grzech nie pozostaje bez echa. Mnie kiedyś uderzyło takie odkrycie, że Miłosierny Ojciec synowi po prostu pozwolił odejść i dojść do własnych wniosków. Nie wysyłał za nim sług z upomnieniem, zaproszeniem, powstrzymał się od: ” a nie mówiłem”. Najpierw pozwolił odejść, a potem po prostu z miłością przyjął.
ps konferencje nt woli Bożej znalazłam https://www.youtube.com/watch?v=h3_4pAPtV0Q