Gdy kobieta kocha „za bardzo”
Czy można kochać „za bardzo”? Przecież jesteśmy stale zachęcane do wzrastania w miłości. Tej miłości jakby nigdy dość. Święci to ci, którym to właśnie udało się zrealizować. Kochali do szaleństwa, czasem nawet do męczeństwa. O co zatem chodzi z tym kochaniem „za bardzo”?
Przyjrzyjmy się szczegółom. Postępowanie kobiety, która kocha „za bardzo” jest zaskakujące. Często podporządkowuje się swojemu partnerowi. Nie licząc się przy tym z własnym zdaniem. Pozwala, by on o wszystkim decydował. Choć tak naprawdę nie jest jej z tym dobrze. Nadskakuje mu i próbuje po swojemu uszczęśliwić. Zaniedbuje przy tym swoje potrzeby. Obsesyjnie skupia się na zachowaniu i pragnieniach partnera. A jednocześnie rezygnuje z czasu dla siebie i wydatków na siebie. Toleruje negatywne zachowania partnera, choć ją to boli. Ustawicznie śledzi samopoczucie partnera. Jest przygnębiona, kiedy on jest smutny i szczęśliwa, gdy on jest zadowolony. W związku wszystko kręci się wokół mężczyzny. To on decyduje, gdzie spędzą wolny czas, kogo zaproszą na imprezę rodzinną, jak wydadzą pieniądze. Kobieta nie podejmie błahej decyzji bez jego zgody. Nie chce w niczym mu się narazić.
Patrząc z boku, ktoś mógłby odnieść wrażenie, że to bardzo zgodna i troskliwa żona. Posłuszna i ustępliwa. Dbająca o męża. Prawie ideał. Ale to pozory.
Z bliska widać wyraźne skrzywienie w relacjach. Tak naprawdę nie ma tam partnerstwa. Kobieta wszystko uzależnia od mężczyzny. I robi to w najlepszej wierze. Ona tak właśnie wyobraża sobie miłość. Tylko, że to z miłością nie ma nic wspólnego.
Gdzie leży błąd?
W czym tkwi przyczyna takiego zachowania? Otóż tak opacznie „kochać” może kobieta, która miłości… nigdy nie zaznała. Pochodzi z domu, w którym nie było troski, opieki, uwagi i akceptacji. Za to może znać przemoc, pogardę i odrzucenia lub wykorzystanie. W dorosłym życiu taka osoba nie wie, co znaczy kochać i podejmuje zachowania jak te wymienione wyżej. Uważa je za dowód swojej miłości. I jest przekonana, że w zamian miłość uzyska. Nie zna miłości bezwarunkowej. Sądzi, że trzeba na nią zapracować, zasłużyć odpowiednim zachowaniem. Ona wie, że się poświęca. Ale jest przekonana, że tak trzeba. Jest w niej potężny LĘK, że inaczej zostanie wzgardzona i odrzucona (bo to już zna z dzieciństwa), a bardzo tego NIE CHCE. Paradoks polega na tym, że służalczością daje dowód, że tak naprawdę nie kocha swojego mężczyzny. A dodatkowo, bez złej woli, ale jednak, manipuluje nim.
Czy mężczyzna ceni tak funkcjonująca kobietę?
Przecież jest mu… dobrze. Wszystko dzieje się wg jego woli. Kobieta nie kłóci się, nie zdradza, we wszystkim ulega. Otóż, co łatwo przychodzi, nie jest cenione. Mężczyzna bardzo szybko, w miarę jak związek trwa, zaczyna kobietę lekceważyć i źle traktować. Pozwala sobie zdecydowanie na zbyt wiele. To sprawia partnerce mnóstwo emocjonalnego bólu. Lecz ona, co oczywiście jest drogą donikąd, postanawia jeszcze bardziej mnożyć dowody podporządkowania i lojalności. Mało tego. Kobieta tak funkcjonująca bardzo często jest równocześnie nadmiernie krytyczna wobec siebie. Wręcz niesprawiedliwa. Uważa, że jest niedoskonała, nieidealna i wszystko psuje. Za to mężczyzna, wg niej, jest wspaniały. Wystarczy tylko „wydobyć” jego najlepsze cechy. I to jest właśnie jej rola. W emocjach takiej kobiety stale udręka. Brak jej spokoju i równowagi. Czuje się przy tym zmęczona. Niestety, to tylko dla niej bodziec, by bardziej się starać. Jeszcze i jeszcze, aż do zupełnego wyczerpania siebie. Mężczyzna stoi na piedestale, a kobieta jest w stanie zrobić wszystko, by go pozyskać dla siebie i skłonić uczuciowo do siebie.
Tak naprawdę jest w tym próba zaspokojenia mniej lub bardziej uświadomionych potrzeb kobiecego serca: akceptacji, bezpieczeństwa, uznania, przynależności itd. To właśnie owa dotkliwa pustka w sercu kobiety, niezaspokojona ani w domu rodzinnym, ani w życiu dorosłym sprawia, że ona wszystkie oczekiwania kieruje w stronę mężczyzny. Ona zakłada, że dostanie to od niego, że on nasyci ją emocjonalnie. A to nie koniec nieszczęść. Wyobraźmy sobie, że kochająca „za bardzo” kobieta ma… córkę. Czego ją nauczy, jeśli sama tak wadliwie funkcjonuje? Czy ta młoda dziewczyna nie wejdzie w życie z panicznym lękiem przed bliskością?
Co pozostaje kobiecie kochającej „za bardzo”?
Pierwsza kwestia to zobaczyć problem. Bardzo ważne jest, aby kobieta poznała siebie. Aby zobaczyła swoje deficyty prowadzące do takich zachowań i wyborów.
Druga kwestia: to analiza własnych wyobrażeń o miłości i zasadach partnerstwa, o dojrzałych postawach w związku. Kobieta, która kocha „za bardzo” ma mnóstwo fałszywych przekonań na ten temat. Dobrze byłoby porozmawiać o nich z profesjonalistą. Miłość to nie poniżanie siebie! Miłość nie polega na zaniedbywaniu siebie. Miłość nie degraduje. Nadmierne skupienie na drugiej osobie nie jest zdrowe i wymaga korekty. Zatem rozmowa o swoich nastawieniach może wiele takiej kobiecie pomóc.
Wreszcie po trzecie: aby kochać kogoś, trzeba kochać siebie. Paradoksalnie, tej kochające „za bardzo” kobiecie potrzeba pilnie, by zadbała o siebie. I to w różnych obszarach : fizycznym, psychicznym, duchowym, a zwłaszcza emocjonalnym. Ma szukać i dawać sobie to wszystko, czego potrzebuje. Nie zamykać się w relacji z mężczyzną. Ma być najlepszą przyjaciółka samej siebie. Ma mieć dobre, satysfakcjonujące relacje z innymi kobietami. I przede wszystkim potrzebuje uzdrowić relację z Bogiem. Bo gdzie czołobitność wobec partnera, tam Bóg nie jest na pierwszym miejscu. Wtedy serce kobiety zyska różne źródła dobrych emocji: od siebie, od innych i od Boga. Będzie też miejsce dla mężczyzny, ale nie jedyne i wyłączne. Pojawi się zdrowa równowaga. I to jest droga do wyjścia z kochania „za bardzo”.
Po czym poznać zdrowienie takiej kobiety?
Bardziej ceni siebie. Zna i ma na uwadze własny interes. Odważa się mówić „nie”, gdy tak jej pasuje. Przestaje się płaszczyć przed mężczyzną. Uciszają się jej emocje, jest bardziej zrównoważona. Wzrasta jej poczucie wartości. Odkrywa siebie i rozwija się. Przestaje drżeć, że mężczyźnie coś się nie spodoba lub ma inne od niej zdanie. Nie przeraża jej, że ją zostawi. Zaczyna wyznaczać granice. Uniezależnia się. Możemy powiedzieć, że robi się egoistyczna, ale zdrowy egoizm jest potrzebny, aby nas nie wykorzystywano i nie krzywdzono. „Mamy być paniami siebie” – to słowa Edyty Stein, wielkiej znawczyni kobiecej psychiki.
Chwalmy Pana
Jeśli temat ten żadnej z nas nie dotyczy, jest za co chwalić Pana! Ale możliwe, że życie zetknie nas z tak funkcjonująca kobietą. Może w miejscu pracy, może we wspólnocie, może w bliskiej rodzinie. Bez pewnej dozy wiedzy byłybyśmy zdezorientowane, o co chodzi. Mając ją, jest większa szansa, że okażemy takiej osobie zrozumienie. Bądźmy empatyczne, a przez to pomocne. Nikogo nie osądzajmy, nikogo nie krytykujmy. Nigdy nie wiemy, z jakimi doświadczeniami idą przez życie kobiety. Wyrozumiałość, wsparcie, serdeczne przyjęcie – niech takich postaw będzie jak najwięcej w naszym życiu i relacjach.
tekst i redakcja: Marzena zdjęcia: Pixabay
2 komentarze
Ann.K · 9 lipca 2019 o 13:30
Marzenko dziękuję, ten tekst dla mnie w tym momencie jest bardzo, bardzo pomocny.
Marzena · 10 lipca 2019 o 11:47
Droga Ann.K
Cieszę się i serdecznie pozdrawiam.