W drodze do Santiago de Compostela- przygotowania.

Czym są uczynki miłosierdzia dowiadujemy się dokładnie, gdy sami cierpimy. Do mojej wielkiej wyprawy musiałam przygotowywać się w czasie, gdy najprostsze, codzienne czynności sprawiały mi trudność, ale jak zwykle z różnych stron przyszła pomoc. Anioły to stali towarzysze w drodze do Santiago. Dziś o tym, jak spotkałam się z anielską życzliwością wielu ludzi już w fazie przygotowań do drogi.
Od podjętej decyzji miałam prawie dwa miesiące, aby się przygotować, ale czas biegł niezmiernie szybko. Wydawało mi się, że w trakcie rozwodu nie miałam depresji, nie wspomagałam się farmakologicznie, ale teraz myślę sobie, że pewien rodzaj załamania jednak przeżywałam. Nie pamiętałam kiedy mam wystawić kosz ze śmieciami, nie miałam siły, żeby sprzątać, ani gotować. Jedna z sąsiadek przysyłała mi smsy z różnymi ważnymi informacjami, często przynosiła mi pierogi, bo wiedziała, że je bardzo lubię. Takie niby małe gesty, w takich momentach są bardzo ważne. Moją podróż musiałam uzgodnić też z adwokatem i współpracownikami, chciałam wszak wziąć miesiąc urlopu. Adwokat był pod ogromnym wrażeniem mojej decyzji, opracowaliśmy strategię, współpracownicy też przyszli z pomocą, obiecali, że wszystkim się zajmą.
Okazało się, że na wyprawę potrzebny jest mi niemal cały sprzęt, miałam tylko dobrze rozchodzone buty z innych pielgrzymek i lekki śpiwór. Przeszukiwałam różne blogi, aby znaleźć informacje, jak się spakować. Trafiłam na relację kobiety w średnim wieku, która przeszła camino primitivo. Ucieszyło mnie to, bo choć droga była momentami trudna i górzysta, ona dała radę i to dodało mi otuchy. Kobieta pisała też, że były dni, kiedy na szlaku nie spotkała nikogo; trochę mnie to niepokoiło, ale postanowiłam podjąć wyzwanie. Z etapu przygotowań pamiętam też, że towarzyszyło mi uczucie niedosytu, kiedy rozmawiałam z osobami, które przeszły camino to cały czas wydawało mi się, że nie mówią mi wszystkiego. Czas uciekał, a ja po pracy często siedziałam sama w jakimś barze, było mi smutno i czułam się upokorzona, ale nie miałam siły gotować.
Okazało się również, że zakupy na taką wyprawę trzeba zrobić w specjalistycznym sklepie. Zainwestowałam w lekki specjalny plecak dla kobiet, sandałki trekingowe i spodnie z odpinanymi nogawkami. Wszystko to było dość drogie, ale doszłam do wniosku, że swój ostatni plecak kupiłam na studiach, a w resztę sprzętu udało mi się zaopatrzyć w promocji. Kupiłam też specjalny leciutki ręcznik. Ja, która zwykle podróżowałam z walizami ciuchów i książek, na pielgrzymkach też miałam zawsze dość sporo rzeczy, teraz musiałam spakować się do średniego plecaka. Naprawdę się ograniczałam, a i tak część rzeczy zostawiłam po drodze do Santiago. Camino uczy nas wolności od rzeczy materialnych, abyśmy mogli otrzymać inne bogactwo. Nawet dziś wydaje mi się to niewiarygodne, że cały swój majątek niosłam na plecach.
Nie miałam też siły, by kupić bilet… Najpierw chciałam startować z Lourd, bo w pobliżu Tuluzy mam przyjaciółkę ze studiów, ale bilety okazały się strasznie drogie. Potem myślałam, że polecę do jakiegokolwiek maista w Hiszpanii i przejadę na trasę bla bla carem lub pociągiem. W końcu zostały dwa tygodnie do wyprawy, a ja w dalszym ciągu nie miałam biletu lotniczego. Powiedziałam: Panie, widzisz, jak jestem słaba, nawet biletu nie jestem sobie w stanie kupić, pomóż proszę… Tego dnia w pracy kolega, który już wcześniej coś dla mnie szukał, pyta mnie: Magda, Ty kupiłaś już w końcu ten bilet? Nie – odpowiadam, a on na to, że zrobimy to dziś po pracy. Usiadł przy mnie, znalazł, a ja zarezerwowałam. Znalazłam lot i to Lufthansą w bardzo dobrej cenie, co prawda w trakcie przesiadki we Frankfurcie miałam mieć 4 godzinną przerwę, ale to przecież duże lotnisko i jest tam, co robić. Jedna z sióstr od Pana Jezusa Miłosiernego przysyła mi też przewodnik po camino francuskim z praktycznymi poradami o albergach i opisem szlaku, list dotarł na czas. Drukuję też z polskiej strony camiono Paszport Pielgrzyma. Ludzie piszą na blogach, gdzie można go pobrać, ale ja czuję się bezpieczniej, że będę już miała coś przy sobie. Jeżeli chodzi o camino primitivo drukuję też przewodnik stworzony przez innych pielgrzymów z opisem trasy i wskazówkami, jakie miejsca noclegowe wybierać, gdzie jest czysto i życzliwie.
Jestem w takim stanie emocjonalnym, że proszę Boga o pomoc, aby pomógł mi się spakować. Zabieram jeszcze modlitwy pielgrzyma św. Jakuba, małą książeczkę do nabożeństwa, aby śpiewać godzinki i Ewangelię wg św. Mateusza- wersja mini i czytania na dzień- to moje duchowe przewodnik! Wśród biżuterii znajduję też mały czarny kamień – zalecano pątnikom, aby zabrać ze sobą, jako symbol swoich grzechów. Ufam, że mam wszystko. Niech Bóg prowadzi i błogosławi!!!
9 komentarzy
Irena · 5 grudnia 2016 o 11:59
Mario Magdaleno – cała prawda o życiu (podróżnika), jest i trudne i piękne – pełne Aniołów i cudów Bożych 🙂
Ps. Masz niezły talent do pisania – potrafisz zainteresować czytającego 🙂
Maria Magdalena · 5 grudnia 2016 o 14:50
Tak nasze życie to podróż. Co do talentu, ponieważ mówi o tym kolejna osoba, to pewnie cos w tym musi być 🙂 Ojciec Paweł zachęcił do pisania, za to jestem wdzięczna. Wcześniej mówiła też o tym zaprzyjaźniona Pani profesor. Czasem myślę, że są we mnie podkłady, które pozwoliłby napisać książkę, choć pisanie nie dzieje się to bez wysiłku. Dziękuje też jednej z dzielnych za sprawdzanie moich tekstów, bez tego nie dałabym rady.
Maria Magdalena · 10 grudnia 2016 o 12:02
Droga Irenko ! Ja sama rozpoznałam, a jestem dość wymagającym czytelnikiem, że interesują mnie książki, które zawierają prawdę. Dużo jest na naszym rynku książek napisanych przez Amerykanki, poruszają wiele ważnych tematów, ale czasem nie są zanurzone w naszych realiach. Pamiętam, jak w trakcie pielgrzymki dzieliłam się tym, jak pracujemy nad sobą w grupie biblijnej dla żon. Praca odbywał się na bazie książki Lindy Dilow: Jaką żoną jestem i oczywiście na Słowie Bożym. Podeszło do mnie po konferencji dwóch zaprzyjaźnionych braci i powiedzieli; siostro, z całym szacunkiem, ale nie będziemy kupować książki jakiejś Amerykanki, czekamy aż siostra coś napisze 🙂
Irena · 15 grudnia 2016 o 18:57
Kochana MM! – prawda – dotyczy KAŻDEGO – mnie też!
miłego pisania 🙂
Grzegorz · 5 grudnia 2016 o 20:15
W końcu się doczekałem 🙂 . Przyznaję, początek świetny! Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na ciąg dalszy? 🙂
Maria Magdalena · 7 grudnia 2016 o 11:39
Drogi Podróżniku,
ponieważ sam opisujesz swoje wspomnienia, wiesz, że nie jest to proste, ale I will do my best 🙂
Irena · 5 grudnia 2016 o 23:03
Życie to podróż do głębi Serca – to dopiero doświadczenie dla podróżnika 🙂
Jak to dobrze, jak mamy takich ludzi, którzy nas wspierają, pomagają, troszczą się, itd. – to daje siłę i mobilizacje do działania.
W czym upatruje Twoją siłę – zaczęłaś naprawdę pisać o sobie (przeżycia, uczucia, emocje) – to docenia czytelnik (ja też).
Życzę Ci z całego serca, spełnienia tego marzenia – NAPISZ KSIĄŻKĘ 🙂
... nie jestem jeszcze gotowa żeby puścić twoja rękę Panie.... · 11 grudnia 2016 o 22:33
O nie !!! Tylko tyle ??? Ja chcę więcej !!!:))) … poczułam się jakbyśmy było znowu razem na Camino … dzięki Siostro !!! Kissy z UK
Maria Magdalena · 12 grudnia 2016 o 10:41
W następnych odcinkach będzie o Tobie :), śledź uważnie, a zachęcam do przeczytania poprzednich wpisów.