Michał Anioł – czy sam talent wystarcza?

Opublikowane przez DN w dniu

Na tę wystawę wybierałam się od dawna. Obejrzeć freski z kaplicy Sykstyńskiej na wyciągnięcie ręki? Rewelacja. Tym bardziej, że to klasyka, najwyższe osiągnięcie renesansu. Dziś poświęciłam całe przedpołudnie na ucztę dla oczu.

Ambiwalencja. Czyli mieszane uczucia. Oto, jak najkrócej mogłabym opisać swoje przeżycia. Miałam wysokie oczekiwania. Fakt. To zawsze grozi rozczarowaniem. Ale Michał Anioł to też nie podrzędny artysta. A właściwie to geniusz na miarę Leonarda da Vinci.  Co zatem sprawia, że czuję się rozczarowana?

Może zacznę od pozytywów. Artysta wspaniale uchwycił emocje.  Te sceny żyją, mają swoją dynamikę. Przy czym nie ma dwu takich samych postaci, każda jest wyraziście inna, ma swój charakter.  Co jest sztuką, bo tych postaci jest… kilkaset. Widać też  staranność w oddaniu detali jak np. stroje, upięcia fryzur. To robi wrażenie.  We współczesnej sztuce na darmo szukać zachwytu kulturą antyczną, co wyróżniało renesans.

Co zatem sprawia, że czuję się rozczarowana?

Z biografii wiemy, że  Michał Anioł był zafascynowany ciałem człowieka, rzeźbił i rysował wiele męskich aktów. Z wiernym odwzorowaniem detali, także tych intymnych. Beż zażenowania, za to w pewną ostentacją i nonszalancją.  Czy to efekt umieszczenia artysty jako 13 letniego chłopca w pracowni malarstwa, gdzie pozowali mężczyźni – modele? Czy może skutek swobody obyczajowej tego miejsca, która  ukształtowała jego erotyczne fascynacje? Tego nie wiemy, ale kiedy dostał  zlecenie na  malowanie scen biblijnych chyba nikt  nie spodziewał się, że na freskach będzie tak wiele nagości.

I to jest właśnie to, co w tej wystawie przeszkadza mi najbardziej.

Oto scena upicia się przez Noego.  Noe leży nagi jak go Pan Bóg stworzył, obok stoją młodzieńcy, także nadzy,  z zamiarem przykrycia starca. Czy ta scena mogłaby być namalowana bez dosłowności w sensie anatomicznym? Sądzę, że tak.

Kolejna scena to składanie ofiary przez Noego po potopie. Centrum obrazu to nagi  mężczyzna, który siedzi na zabitym baranie prezentując swoje krocze wprost na patrzącego.

Podobnie inny portret, tym razem proroka. Mąż Boży  jest stosownie ubrany. Ale co w tle robią nagie dziewczynki?  Jak uzasadnić ich obecność przy proroku? Jakie skojarzenia może to budzić w oglądających wystawę, którzy nie są osobami wierzącymi?

Więc stawiam sobie pytanie, co autor miał na myśli? Co tak naprawdę opowiada? I czemu taka dosłowność ma służyć? Czy faktycznie pobudza do poznawania biblijnych historii? Czy zachęca do szukania Boga? Czy pokazuje życie duchowe jako wspaniałą perspektywę, coś pociągającego? Obrazy scen biblijnych od wieków były nazywane Biblią ubogich. Stanowiły wielką pomoc zwłaszcza w czasach, kiedy ludność nie była piśmienna.  A jak te freski poruszają współczesnego widza? Odpowiedzi mogłyby nas zaskoczyć…

Patrzyłam na zwiedzających. Oto grupa  kobiet, a wśród nich kilka zakonnic. Oto jakiś kapłan  przyprowadził kilkunastu  chłopców. Czy ja poleciłabym im tę wystawę? Niekoniecznie. „Ależ to przecież freski z samego Watykanu” – ktoś powie. Owszem,  trzeba jednak przypomnieć, że po ich powstaniu zlecano innym malarzom zakrywanie bioder różnych postaci. Jak widać, nie wszędzie udało się zrobić taką korektę. Czy pomysłodawcy wystawy celowo wybrali sceny nie poprawione? Trudno powiedzieć. Ale  jest to zastanawiające.

Może ktoś powiedzieć: „Ja również tam byłam i nic mnie nie uraziło. W ogóle nie zwracałam uwagi na nagość”. Możliwe, nie będę negować. Różnimy się wrażliwością.  Uznałam jednak za słuszne, by podzielić się swoimi odczuciami. Bo jest wiele recenzji i zachęt do obejrzenia tej wystawy. A może warto uzupełnić je o taki właśnie głos jak mój. Dopiero wtedy wiesz, co cię czeka. I może to akceptujesz. A może uznasz, że tego nie chcesz, bo uraża twoje poczucie skromności i wstydliwość. Twój wybór będzie bardziej świadomy.

Jakie nasuwają mi się wnioski? Chyba najlepiej  zostawić sobie oglądanie fresków w samej kaplicy Sykstyńskiej. W wielkiej przestrzeni prawdopodobnie inaczej odbiera się całość pracy Michała Anioła.

tekst i redakcja: Marzena  zdjęcia własne