Dlaczego mnie nie wysłuchujesz!? Cz. 2
W poprzednim artykule poruszyłam temat skutecznej modlitwy prośby. Liczne wota, wpisy w księgach pamiątkowych, świadectwa uzdrowień i nawróceń zgromadzone w sanktuariach potwierdzają, że niektóre z próśb zostały przez Boga spełnione. Bywa jednak i tak, że staramy się trwać w miłości Bożej, modlimy się wytrwale, z największym zaufaniem na jakie jest w stanie zdobyć się nasze serce… a mimo wszystko nasza prośba nie zostaje spełniona.
Co wtedy?
Można powiedzieć, że w takim momencie doświadczamy nie tylko cierpienia związanego z konkretną niespełnioną potrzebą ale także nasze zaufanie do Boga może być wystawione na próbę, bo przecież powiedział, żeby prosić. Sam nas wielokrotnie do tego zachęcał. Dlaczego więc postępuje z nami w taki sposób?
Jest kilka możliwości. Pierwsza z nich – to przypadek kobiety kananejskiej, który znamy z Biblii. Jezus nie wysłuchał jej prośby od razu ale prowadził z nią dialog w taki sposób, aby wypróbować jej pokorę, a następnie spełnił jej życzenie. Może być tak, że nasza prośba nie została jeszcze spełniona, ale kiedyś to nastąpi. Potrzebna jest tylko wytrwałość, podobnie jak u świętej Moniki.
Inna możliwość jest taka, że z biegiem czasu okoliczności ułożą się w odmienny sposób i okaże się, że tak naprawdę wcale nie pragniemy tego, o co kiedyś prosiliśmy.
Najtrudniejsze historie mają miejsce wtedy, gdy prośba nie została wysłuchana i nie ma już możliwości, żeby to się stało. Na przykład, kiedy modliliśmy się o uzdrowienie dla kogoś, a ta osoba zmarła. Wtedy można powiedzieć, że nasze niespełnione pragnienie to krzyż, który pojawił się w naszym życiu. Nasze serce i nasze pragnienie zostało ukrzyżowane. Bóg nie uzdrowił, nie uleczył z choroby.
W takiej sytuacji mamy dwie możliwości. Możemy się zbuntować, wyrzucać Bogu, że nam nie pomógł. Odejść od Kościoła… albo rozejrzeć się za Nią. Właśnie wtedy, kiedy jesteśmy pod krzyżem, możemy usłyszeć od Jezusa słowa: ,,Oto Matka Twoja”. Tak samo jak stała pod krzyżem Chrystusa, stoi także pod naszymi krzyżami. Ona w swoim życiu także doświadczyła cierpienia, więc możemy być pewni, że jest w stanie zrozumieć nasze cierpienie i współczuć nam. Ona przeżyła największy ból, jakiego może doświadczyć matka. Widziała, jak Jej Syn zostaje zdradzony i zamordowany. Jeśli w naszym życiu pojawia się krzyż, możemy być pewni Jej obecności.
Faustyna w swoim dzienniczku napisała:
,,Kiedy w dalszym ciągu rozważałam w czasie nieszporów tę mieszaninę niejako cierpienia i łaski, wtem usłyszałam głos Matki Najświętszej: Wiedz, córko Moja, że chociaż zostałam wyniesiona do godności Matki Boga, jednak siedem mieczów boleści przeszyło mi serce. Nic nie czyń na swoją obronę, znoś wszystko z pokorą, Bóg sam cię bronić będzie.” [DZ, 786]
Krzyż jest dla nas tajemnicą a wszelkie cierpienie, którego doświadczamy jest konsekwencją grzechu pierwszych rodziców. Ich nieposłuszeństwo wobec Boga zakłóciło harmonię całego stworzenia.
W Księdze Mądrości czytamy:
,,Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka –
uczynił go obrazem swej własnej wieczności.
A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła
i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.” (Mdr 2, 23-24)
Każdy człowiek rodzi się obciążony grzechem pierworodnym. Jednym ze skutków grzechu jest skażenie naszej ludzkiej natury. Nasze ciało podlega słabościom, chorobom, śmierci. Cierpienie pojawiło się na ziemi, ponieważ ludzie zaufali diabłu. Jezus chcąc nas odkupić, zgodził się przyjąć na siebie cierpienie i krzyż. Tym samym, wszedł w te przestrzenie ludzkiej natury, gdzie człowiek był samotny i bezbronny. Zrobił to dlatego, żeby człowiek już nie był sam. Gdyby Jezus nie przyszedł nas odkupić, cierpielibyśmy w samotności i beznadziei. Dzięki Jego śmierci nasze krzyże nabierają sensu. Takim krzyżem może być dla nas niespełniona prośba. Nie jest to łatwa droga ale możemy być pewni, że Maryja jest tam razem z nami. Dodaje nam odwagi i próbuje nas pocieszyć, abyśmy nie zbuntowali się przeciwko Bogu. Abyśmy mimo przygniatającego cierpienia nie zmarnowali tej łaski, która została nam dana pod krzyżem Chrystusa.
Tekst i wybór zdjęć: Monika.
Zdjęcie:
1 komentarz
Stanisława · 23 sierpnia 2020 o 21:13
Moniko, myślę o tych dla, których krzyż stał się wielkim ciężarem, przygniata tak, że brakuje woli by unieść go nieco w górę i mimo wszystko pełzać dalej…