To było nasze ostatnie spotkanie we Wrocławiu przed wakacjami. Za to – według liturgii Kościoła – miałyśmy wspaniałych patronów dnia: Maryję i Jej Niepokalane Serce oraz Św. Jana Chrzciciela.

Z wielką radością powitałyśmy nowe panie z Wrocławia, ale odwiedziła nas też Agnieszka z DN Kraków, jak się potem okazało – rodowita dolnoślązaczka. Po wspólnej modlitwie z o. Ryszardem Niziołkiem, na początku warsztatu prowadzonego przez p. Marzenę Jagielską, czekała na nas niespodzianka. Każda z pań otrzymała  KORONĘ – dla przypomnienia i zapamiętania, że jest córką Króla i nic tego nie zmieni!

„Nie muszę być IDEALNA, aby być ATRAKCYJNA! Aby bardziej się sobą cieszyć, więcej rozumieć, rozwijać się i wzbudzać podziw” – mówiła Marzena.
W czasie warsztatu odkrywałyśmy w sobie coś nowego i jednocześnie pozytywnego na różnych obszarach.

obszar osobowości: dowiedziałyśmy się o czym mówią nam nasze emocje jaka siła jest w nas największa wola a może rozum,
obszar ciała: z centymetrem w dłoni poznawałyśmy typ naszej sylwetki z szablonami kolorów oceniałyśmy, które barwy nam służą, a których powinnyśmy unikać.

Zapamiętałam, jak Marzena zwróciła uwagę, iż długo tłumiony stres i ukrywane złe emocje prowadzą do chorób somatycznych, w tym chorób nowotworowych. Początkiem tych chorób mogą być bóle głowy, napięcie mięśni, sztywność ramion, brak wypoczynku po śnie.

Wśród książek polecanych przez Marzenę były:
1. ”Mała szkoła emocji” Anzelm Grun
2. ”Możesz wygrać z rakiem i alergią” Janusz Pić, Barbara Pić

Kolejną sprawą, o której mówiła Marzena, był wygląd zewnętrzny – jest on bardzo ważny, bo:
– jak się czujesz, tak wyglądasz,
– dbanie o siebie pomaga budować relacje z innymi,
– bo jesteś radością dla męża i dzieci,
– bo szef jest dumny, że ma stylową i elegancką pracownicę.

Marzena powiedziała wprost: kobieca kobieta jest niezwykle energetyczna dla swego męża. Trzeba zacząć od poprawy swego wyglądu, a nie ciągle zmieniać męża! Praca nad wyglądem zewnętrznym przekłada się na poprawę osobistego samopoczucia kobiety i poprawę relacji w małżeństwie, to jest oczywiste!

To jest wielki skrót treści, o których mówiła nam Marzena. Naprawdę nie sposób wszystkiego opisać. Zresztą nie o to chodzi. Zależy nam na tym, by zainteresować inne panie tak, by same przyszły i posłuchały inspirujących tematów, i zaczęły zmieniać swe życie w świadomy sposób.

Po warsztatach czekał na nas bardzo dobry obiad. Potem była chwila na odpoczynek, spacer i rozmowy. Następnie Marzena poprowadziła uwielbienie, a Nina zadbała o stronę wokalną.

Intencją Mszy Św. było dziękczynienie za czwarty rok pracy Dzielnych Niewiast we Wrocławiu i prośba o Boże błogosławieństwo dla pań, ojca Ryszarda i całego dzieła.

Na Eucharystii świętowałyśmy urodziny małego Jana, cieszyłyśmy się z jego rodzicami Elżbietą i Zachariaszem, i wspólnie z sąsiadami zastanawiałyśmy się: ”kimże będzie to dziecię?”.

Z Psalmu 139 wybrzmiała modlitwa uwielbienia:
”Sławię Cię, Panie, za to, żeś mnie stworzył.
Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył,
godne podziwu są Twoje dzieła.”

Ojciec Ryszard mówił do nas:
Jak wielką radością dla rodziców są narodziny upragnionego dziecka. Wtedy całe życie rodziców zostaje podporządkowane potrzebom dziecka, bo tak właśnie działa prawo miłości.

Ale są i ci, którzy nie mogą mieć dzieci. Do nich zaliczali się Elżbieta i Zachariasz, wszak całe swe życie modlili się do Boga o potomstwo. Uzmysłowiłam sobie, że w tamtych czasach dziecko było znakiem Bożego błogosławieństwa, a małżonkowie pragnęli mieć wiele dzieci, by moc błogosławieństwa spoczęła na całej rodzinie.

Ojciec Ryszard kontynuował: ci starzejący się małżonkowie już stracili nadzieję. Ale wyroki Boskie są niezbadane! Gabriel zwiastował Zachariaszowi poczęcie Jana, ale ten nie uwierzył słowom Archanioła i z tego powodu stracił mowę. Elżbieta przez pięć miesięcy ukrywała swój stan – to był dla niej szok!

Ale oboje z pewnością planowali przyszłość swego syna, może pragnęli by poszedł w ślady ojca i służył Bogu Jahwe w Świątyni?

Wielkość Jana Chrzciciela polega na tym, że autentycznie żył tym, co głosił. Jego asceza i pokora spowodowały, że coraz więcej ludzi zaczęło do niego przychodzić. Niektórzy z nich myśleli nawet, że jest obiecanym Mesjaszem, ale Jan kategorycznie ucinał te dyskusje.

Jan i jego rodzice to przykład zawierzenia Bogu, wytrwałości na modlitwie i gorliwości. Zechciejmy to mieć w pamięci i ufać Bogu bez granic. Wszak nie wiemy, co każdej z nas Bóg przeznaczył.

Miałam przyjemność wygłosić wykład o kobiecie, która przez 18 lat była pochylona do ziemi przez ducha niemocy. Nie ukrywam, że czułam smutek z powodu pożegnania z cyklem ”Jezus i kobiety Nowego Testamentu”, albowiem w każdej z tych kobiet odkrywałam część swojego ja. Pozwoliłam sobie na początku konferencji zadać paniom pytanie: być może i w twoim życiu 18 lat temu, a może 18 miesięcy temu, a może 18 tygodni temu, albo całkiem niedawno, bo 18 dni temu stało się coś trudnego, może padły słowa, które zraniły i nie sposób ich zapomnieć…?

Potem w trakcie dzielenia w grupce uzmysłowiłam sobie, że takie doświadczenia są jak koło młyńskie zawiązane u szyi, które automatycznie ciągnie mnie w dół, ku ziemi, powodując pochylenie. Traumatyczne przeżycia, sytuacje, gdzie wszystko układa się nie tak, jak tego chcę, problemy w domu, brak przebaczenia, mają jedną cechę – koncentrują na sobie moje myśli i zabierają pokój serca. Muszę bardzo uważać, by nie postawić ich w centrum swojego życia, bo stąd już tylko jeden krok do tego, by zacząć je wprost adorować. Tymczasem to Jezus ma być centrum mojego życia i podmiotem adoracji – czyli oddawania Mu czasu i serca, a nie moje kłopoty. W pamięci zabrzmiały słowa usłyszane podczas rekolekcji uzdrowienia wewnętrznego: nie mów Jezusowi, jak wielkie masz problemy, ale powiedz problemom, jak wielki jest twój Bóg Jezus!

Przypomniałam sobie też Psalm 38, w którym król Dawid woła:
”Nie ma w mym ciele nic zdrowego na skutek Twego zagniewania,
nic nietkniętego w mych kościach na skutek mego grzechu.
Bo winy moje przerosły moją głowę,
gniotą mnie jak ciężkie brzemię.
Cuchną, ropieją me rany na skutek mego szaleństwa.
Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony,
przez cały dzień chodzę smutny.
Bo ogień trawi moje lędźwie i w moim ciele nie ma nic zdrowego.
Jestem nad miarę wyczerpany i złamany;
skowyczę, bo jęczy moje serce.”

Na bardzo długo zapamiętam moment, gdy ojciec Ryszard przy wystawionym Najświętszym Sakramencie położył na mojej głowie ręce i modlił się o moje uzdrowienie i podniesienie. Jestem wdzięczna o. Pawłowi Drobotowi, autorowi tej konferencji, że zamieścił tam fragmenty z książki o. Augustyna Pelanowskiego ”Wolni od niemocy”, gdyż o. Augustyn wyjaśnił, że ów gest położenia rąk przez Jezusa na głowie pochylonej kobiety oznaczał, że Jezus przejął całe jej życie w swe ręce. Właśnie czegoś podobnego doświadczyłam, gdy o. Ryszard – w zastępstwie Jezusa – trzymał dłonie na mojej głowie.

Na koniec z całego serca dziękuję Eli za tak bardzo osobiste słowa, które nam przesłała. Czytając je wzruszyłam się … a potem ucieszyłam, że takie piękne rzeczy stały się jej udziałem! Ela tak napisała:
Witam serdecznie!
Chciałabym, tytułem podziękowań za to spotkanie, napisać parę słów o tym, czego doświadczyłam na DN. Warsztaty były ciekawe i pouczające, ale czas nie pozwalał na głębsze rozwinięcie tematu. Dlatego pozostał niedosyt i pragnienie powrotu na kolejne spotkania,  bo o kobiecej osobowości można mówić bez końca.
Największą dla mnie wartością, była możliwość adoracji Pana Jezusa w ciszy. Miało to miejsce po konferencji na temat uzdrowienia kobiety pochylonej. Miałam od dłuższego czasu pragnienie kontemplacji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, ale nigdy mi nie było po drodze do kościoła, gdzie się te adoracje odbywają. Poza tym, myślę, że i tam nie byłoby to takie samo, jak miało to miejsce tutaj.

Jestem osobą nieśmiałą i mam tremę i lęk przed publicznym wystąpieniem, jak również przed kontaktem z osobami znaczącymi, czy ważnymi.  A powiedziano nam, że po konferencji, pójdziemy do Pana Jezusa ukrytego w monstrancji ze swoimi „pochyleniami”, aby nas uzdrowił przez ręce kapłana, który się nad każdą z nas pomodli. Poczułam lęk i tę panikę, jak przed wystąpieniem publicznym, bo trzeba będzie osobiście stanąć przed Panem Jezusem. Wierzę mocno, ze Pan Jezus jest obecny w Najświętszym Sakramencie i kiedy zobaczyłam ojca stojącego obok, ten obraz jakby się połączył i poczułam tremę, jak ja mam stanąć przed takim Majestatem, co mam powiedzieć, o co prosić, jak się modlić? Po chwili jednak poczułam w sercu przywołanie i obraz dziecka biegnącego z wyciągniętymi rękami na widok swojego taty. Ja poczułam się takim dzieckiem, które za chwilę wskoczy w objęcia Pana Boga. Nie było spektakularnego światła, ani prądu, ani gorących dłoni na głowie, była radość i poczucie przytulenia się do Pana Jezusa. Pozostało umocnienie ducha. Za to wszystko dziękuję Panu Bogu i Wam, że to mi umożliwiłyście poprzez zorganizowanie tego warsztatu.
Bóg zapłać.”

[ … My, które byłyśmy w kaplicy, nie miałyśmy pojęcia o tym, ale teraz możemy poznać do jak serdecznego spotkania doszło … ]

Zapraszamy na kolejne spotkanie po wakacjach, we wrześniu.
Nadmienię także, że zgłosiły się już dwie panie, które pragną przeżyć metamorfozę pod okiem Marzeny. Efekty tych działań zobaczymy w październiku i listopadzie. Dodatkowo Marzena zasygnalizowała tematy, którymi będziemy się zajmować po wakacjach, we wrześniu. Wśród nich pojawi się temat o seksualności, dla jednych – temat wstydliwy, dla innych – temat tabu. Zostawiam panie z pytaniem: czy wiesz, kto wymyślił seks?

DO   ZOBACZENIA !!!

P.S.
Nie mogłam odmówić sobie takiej sposobności! Świetna okazja, dobry moment i …
Oto pierwsze w życiu moje selfie  🙂

 

Tekst: Aneta, zdjęcia: Monika

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This div height required for enabling the sticky sidebar